Jacek Soplica w habicie
Uciekałem co sił w nogach. Wiedziałem, że w Soplicowie nie ma już dla mnie miejsca i muszę zniknąć bez śladu. Zabrałem tylko najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłem w drogę. Nie miałem żadnego planu. Szedłem przed siebie pełen wyrzutów sumienia. Zabiłem ojca kobiety, którą kochałem. To musiała być dla niej straszna wiadomość. Pewnie mnie znienawidziła. Moje życie rozpadło się na kawałki. Gdy przechodziłem obok klasztoru, który znajdował się na kompletnym odludziu pomyślałem, że może to być dla mnie dobre miejsce, żeby się schronić i spróbować w jakiś sposób odpokutować za to, że zabiłem niewinnego człowieka. W klasztorze nikt o nic mnie nie pytał. Musiałem wykonywać zlecone pracę i się modlić.